środa, 29 stycznia 2014

Przepis na osobistego anioła.

      Podobno każdy ma swojego anioła. Nie mówię tutaj o takim zesłanym przez Boga (o ile w ogóle istnieje). Mówię tutaj o człowieku, który nam pomaga, nie dlatego, że został o to poproszony bądź do tego zmuszony.  Pomaga, bo chce. Fajna sprawa, co nie? Teraz pewnie się zastanawiasz czy Ty również posiadasz takiego anioła. Posiadasz, na pewno. Anioły często działają w tajemnicy przed Tobą, bo nie chcą zwracać na siebie uwagi. Bardzo skromne osóbki. Są też te, o których istnieniu wiesz - najczęściej rodzice, ale wszystkie mają taki sam cel -  pomóc Ci, w czymś ulżyć, doradzić. Oczywiście gdyby był to blog prowadzony przez gimnazjalistkę z niedorozwojem umysłowym znaleźlibyście tu cytat: "przyjaciele są jak ciche anioły - podnoszą nas, kiedy nasze skrzydła zapomniały jak latać", taa... Z góry przepraszam za ewentualny błąd w cytacie, napisałam go z głowy, jeżeli moja pamięć nie zawodzi po przeczytaniu tylu opisów pod zdjęciami koleżanek na "fejsbusiu". Ale tak, przyjaciele też często są takimi aniołami. W takim razie, czy my jesteśmy takimi osobistymi aniołami? Pamiętajmy, że to działa w dwie strony. Może warto zostać? Obudzić się na dobro innych i zacząć ich naśladować? 

      A wracając do fotografii. Patrząc na ten rok oraz kilka wstecz widzimy, że coraz więcej osób decyduje się na lustrzanki. Dobrze! Tylko boli mnie jedno - podpisywanie zdjęć znakiem wodnym np. Anna Kowalska photography. Błagam, zróbcie się bardziej popularni, wtedy możecie podpisywać. Po pierwszej "sesji" nie ma to jakiegokolwiek sensu. 





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz