środa, 10 lutego 2016

To nie jest wielki powrót.

      Jako że częstotliwość pisanych przeze mnie postów nie jest zbyt satysfakcjonująca (patrząc, że mój profil opiera się na "mam 16 lat" a tu już 18 wiosen) - nie nazywam tego powrotem. Nie mam aparatu - nie jestem już aparatką, okulary noszę kiedy nie mogę przeczytać czegoś na slajdzie. Włosy ścięłam, zmiany, zmiany, zmiany.


      Zamierzeniem tego bloga było prowadzenie czegoś w rodzaju "wkurza mnie to, więc się pożalę" tak też będzie jak Bóg chciał. Moi drodzy, za trzy miesiące matura. Polonez już za mną. A, co śmieszne, w połowie zaczęłam płakać. To nie były łzy szczęścia, ani też smutku. Uczucia jakie wtedy mi towarzyszyły mogę raczej przyporządkować do obojętnych. Poleciały mi łzy, bo wreszcie do mnie dotarło ile już za mną, a ile przede mną. Niestety - więcej przede mną niż za mną.

      W gimnazjum miałam świetną nauczycielkę, która zaszczepiła we mnie miłość do biologii. Na złość - pani od chemii nie potrafiła przekazać nam w przystępny sposób materiału. W tym oto "wspaniałym" czasem jakim jest gimnazjum, zrodził się we mnie pomysł (to była pierwsza klasa): "będę lekarzem".

      Jako że jestem człowiekiem, któremu ambicja nie pozwala spać, zaczęłam małymi krokami do tego dążyć. Z ręką na sercu nie uczyłam się biologii przez całe gimnazjum. Umiałam wszystko. Mój mózg był chłonny jak gąbka. Tylko, nigdy roślinki mi nie przypadły do gustu, konkurując z tak niesamowicie interesującym tematem jakim jest człowiek (bio-chemy wiedzą o co chodzi). Wracając do chemii, szło tragicznie. Pod koniec gimnazjum chemiczka zapytała się nas kto idzie do jedynego liceum o profilu biologiczno-chemicznym w naszym mieście. Nie podniosłam ręki, bo słyszałam już jej komentarze: "ty chcesz iść do Sobiecha? Gratuluję...". Niezbyt zachęcająco, prawda?

      No i poszłam do tego Sobiecha. Czułam ogromny niedosyt, ponieważ przez całą pierwszą klasę na biologii nie robi się właściwie nic oprócz GMO i ekologii, a ja tak bardzo chciałam uczyć się o człowieku. Z drugiej strony, zaczęły wychodzić moje problemy z chemii. Nie owijając w bawełnę, nie potrafiłam napisać nawet wzoru kwasu octowego. W drugiej klasie zaczęłam się nawracać. Musiałam pracować dużo więcej niż inni uczniowie. W wakacje między drugą a trzecią klasą przerobiłam cały materiał dotyczący człowieka. Nie mówię, że go umiałam każde słowo, ale wiedziałam już sporo rzeczy. Nie byłam zdziwiona kiedy okazało się w tym roku, że o krwionośnym wiem prawie wszystko. Mózg interesuje mnie jeszcze bardziej, ale żeby pamiętać te wszystkie nerwy trzeba być nadczłowiekiem. Z chemii dalej pracuję na wysokich obrotach. Lubię widzieć swój rozwój poprawiając błędy, które popełniłam 2-3 miesiące temu. Jako że jestem człowiekiem, który nie potrafi się wykuć czegoś na blachę zawsze szukam logicznych połączeń. W tym roku już je znajduję.

      Wiem, że większość maturzystów potwornie się stresuje, ale ja już przesadzam. Paznokci nie mam od Wigilii - wszystkie zjedzone. Znowu mało śpię, w związku z tym jestem tak niewyspana, że nie mogę potem zasnąć. Oh, God...

      Jeżeli nie dostanę się na kierunek lekarski - nie spełnię swoich marzeń. Wiadomo, można pouczyć się rok i ponownie przystąpić do matury, ale trochę szkoda na to życia.

      Pamiętam jak zapytałam się mamy: "co to jest matura?". Miałam wtedy może jakoś 6 lat. Mama odpowiedziała, że to taki duży i trudny test, ale nie muszę się bać, bo mam jeszcze bardzo dużo czasu.

...

Gdzie jest mój czas?

      Nie mam za złe, że próg na kierunek lekarski jest taki wysoki, że muszę mieć 90% zarówno z chemii jak i z biologii, że mamy tak mało czasu, bo właściwie tylko drugą i trzecią klasę. Mam za złe, że moja matura sprawdza myślenie, nie wiedzę. Denerwuje mnie gdy ludzie starsi mówią: "moja matura była trudniejsza". Nie, nie była. Wtedy wystarczyło wykuć się na blachę i 90%. Teraz trzeba umieć też wszystko (bo nie wiadomo czego się spodziewać) i oczywiście sprawnie łączyć wątki. Każdy nauczyciel uczący obecnie w liceum i znający podstawę programową łapie się za głowę dlaczego te pytania wyglądają jak wyglądają. No, może oprócz językowców. Jaka to sprawiedliwość, że skoro przy podpisywaniu rysunku przedstawiającego mitochondrium podpiszesz matrix jako "matrix" i dostaniesz za to okrągłe zero punktów, bo w kluczu jest "matrix mitochondrium"? W taki właśnie sposób możesz zniszczyć sobie całą przyszłość w 3h.

      Tak jak już wspominałam - to dobrze, że mamy mało czasu. Na studiach medycznych jest jeszcze mniej czasu a materiału dużo więcej. Jeżeli nie będziemy sobie stale podnosić poprzeczki to nie będziemy się rozwijać. Dobrze, że próg jest tak wysoki, ponieważ kierunki medyczne nie są błahymi kierunkami. Nie chcę mówić, że lekarz jest Bogiem, bo w Boga nie wierzę a samo to określenie jakoś mnie śmieszy.

      Wszystkie te trudności, które musi przejść przyszły student kierunków medycznych pozwalają na staranną selekcję, dzięki czemu tylko co trzeci lekarz nie zna się na swoim fachu, a nie co drugi.


      Chciałabym za te 4 miesiące móc przeczytać ten post i powiedzieć sobie: "I widzisz? Udało ci się." Matura z biologii w środę a chemia w piątek. Piątek trzynastego. Oby ten jeden był dla mnie szczęśliwy.

sobota, 22 marca 2014

Odliczamy!

      Wraz z nadejściem wiosny przychodzi więcej energii do życia. Przynajmniej powinno tak być. U mnie tego jeszcze nie widać. Najpierw muszę się porządnie wyspać.

      Słoneczne dni bez wątpienia sprawiają, że mamy więcej ochoty do wykonywania codziennych czynności. Mówię nawet o chodzeniu do szkoły. Ktoś już zaczął myśleć o wakacjach?


       Obserwując codziennie autobus wypełniony zmęczeniem, stwierdzam, że każdemu się one przydadzą.  

      Nie wiem czy Wy też tak macie, że nie możecie się na niczym skupić, ciągle czegoś Wam brakuje, ale nie wiecie czego. Jest to coś w rodzaju wegetowania. Obowiązki, obowiązki, obowiązki. Przyjemności jedynie podczas weekendu i to też niewiele, bo weekend jest po to, żeby nadrobić zaległości. Ja po prostu nie myślę w szkole oraz na zajęciach dodatkowych. Odnoszę wrażenie, że coraz bardziej się odmóżdżam. Może dlatego tak mi się wydaje, bo zamiast rozmowy z innymi na temat stosunków w przeróżnych sprawach - robię coś związanego ze szkołą. Hm, pewnie to nie to. Może po prostu trzeba się wyspać. Mogłabym dosłownie się położyć w każdej chwili i zasnąć. xD 

      Fajnie jest tak beztrosko spać do 13:00, nie zapalać światła o 21:00, wąchać powietrze wypełnione ozonem po burzy, móc napawać się zapachem drzew iglastych, jagód, poziomek, morskiej bryzy, czuć podmuchy ciepłego wiatru, wychodzić na dwór z mokrymi włosami, przebywać nad jeziorem. To właśnie za to kochamy lato. Można by było wymieniać tak w nieskończoność.


      Niestety, do wakacji jeszcze jeszcze parę miesięcy. Tymczasem pozdrawiam alergików. 


Kolejna notka o niczym. Polecam się na przyszłość. 
W./V. - jak kto woli.

sobota, 8 marca 2014

Pejoratywna odmienność.

      Odwieczna kłótnia o znaczenie słowa: "pedał" i spór o różnicę między owym "pedałem" i "gejem". Zdanie na temat homoseksualizmu jest podzielone. To już zależy od tolerancji. Jednakże w naszym środowisku jest to odchył, czyli coś nienaturalnego. Jako, że jest to MÓJ blog i to właśnie JA jestem jego właścicielem, to wyrażę SWOJE zdanie na ten temat z którym NIKT nie musi się zgadzać. Uważam, że nie powinno traktować się takich ludzi inaczej. Oni też mają dwie nogi, posiadają umiejętność mówienia i uczucia. Patrząc na to, iż żyjemy w takich czasach w jakich żyjemy - nikt nie może wpływać na czyjeś życie. Jesteśmy samodzielni. To my decydujemy o przebiegu naszego życia. Ha, chwyćmy przyszłość za wodze. Hm, trochę jak w miłości, czyli nie słuchamy serca, ale nim sterujemy, bo serce jest głupie. Często źle wybiera, z czym umysł ma problemy w przyszłości. Piękna dygresja. Wracając do tematu. Homoseksualiści nie powinni pokazywać publicznie swojej "odmienności", ponieważ to logiczne, że zostaną skrytykowani przez tych nietolerancyjnych. Natomiast nie powinni czuć się gorsi. Wiele osób ma im to za złe, że są jacy są, ale tak już jest - zawsze coś komuś nie pasuje. No ale co jest śmieszne - kiedy mężczyźni patrzą na lesbijki w większości uważają, że są pociągające. Na kobiety to tak nie działa.

      Pomimo tego, że pociągają mnie mężczyźni, szczerze przyznam, że mam to w dupie czy jakaś Aśka, Kaśka czy Baśka jest "homosiem". Nie obchodzi mnie to.

Nie wiem co się dzieje.
Chyba znowu spadłam na dno. Ciekawe kiedy się odbiję.

~

"Mój świat się bardzo skurczył. Skurczył się do takich rozmiarów, że mogłem się spokojnie zamknąć w sobie" - Mariusz Maślanka w lekturze o obiecującym tytule: "jutro będzie lepiej".

wtorek, 18 lutego 2014

Spóźnione walentynki, czyli spróbuj tylko zapomnieć o drugiej połówce.

      Przepraszam, że nie pisałam. Wyświetlenia się nabijały a tu cisza. Już, wróciłam. No jakże nie napisałabym o walentynkach! Czyli mogę zacząć już hejtować?

      "O, walentynki. Jaka ściema. Chwyty marketingowe na serduszka na patykach. Nie ma miłości. Nie ma walentynek. O. Bezsens. Udają zakochanych. Łeh. Liżą się po kątach. Wszystko dla swagu. Dlaczego on z nią jest?! Pewnie się przespali! Idą razem gdzieś? Ona go przypadkiem nie zdradza?"

i jeszcze:

"Dlaczego oni idą do niej? Są razem?"

Dobra, już, starczy.

      Więc, Walentynki. Jak już przystało święto święcić - 14 luty jest datą znaną każdemu, zaraz po Wigilii, naszym narodzeniu i początku roku szkolnego. Norma. Chwila. Czy to jest święto? Patrząc na cel "czczenia" tego dnia (św. Walenty bla bla bla) to tak, ale czy wszystkie czynności, które wykonujemy podczas tego dnia są rzeczywiście potrzebne? Myślę, że dzisiejsze Walentynki to już bardziej tradycja. Jest to dzień podczas którego nie ma "zmiłuj się" i Twoja dziewczyna każe Ci spędzić ze sobą czas, a Twój chłopak prosi czy może wyjść na piwo z kolegami, ewentualnie romantycy odwalą coś romantycznego. I w sumie przez całe życie wkurzało mnie to święto, do czasu aż wpadłam na pomysł, że nie trzeba go wcale spędzać ze swoim chłopakiem. Przecież równie dobrze ten dzień może być mile spędzony w towarzystwie przyjaciółki/przyjaciela.


      Jeżeli powiem Wam, że uważam iż ten dzień jest najbzdurniejszym "świętem" w roku to chyba Was nie zdziwię. A JEŻELI JUŻ, TO WYJAŚNIĘ DLACZEGO! Otóż, jak to jest, że teoretycznie mamy drugą połówkę przez x czasu, a praktycznie jest ona rzeczywiście drugą połówką jedynie podczas tego jednego dnia. Skoro już tak się kochamy, to dlaczego nie pokazujemy tego codziennie? To jest trochę smutne. No ale co, ludzi nie zmienię. Podobno są ludzie i parapety. Ewentualnie taborety. Krążą różne wersje. Wróćmy do meritum.

      Walentynki jest to kiczowate "święto" podczas którego możemy zaimponować swojej drugiej połówce jeżeli jest ona pustą osobą. Nie mówię tu o kwiatkach. Zaznaczę, to bardzo miłe kiedy chłopak daje swojej dziewczynie różę w Walentynki. Bardzo miłe! To tak samo jak ze świętem kobiet. Fajny gest. Raczej mam na myśli osoby, które myślą, że kwiatkiem naprawią błąd lub wyrwą "dupę". Denerwuje mnie ten przesyt miłości w społeczeństwie. Budzisz się i od razu wiesz, że są walentynki. Telewizja, internet, szkoła. Możesz się jeszcze bardziej pogrążyć tym, że jesteś singlem i że z logicznego punktu widzenia nie jest to możliwe aby jakakolwiek żyjąca istota ziemska żywiła do Ciebie choćby namiastkę pozytywnych uczuć.


Tuż po obrażeniu Was, moich czytelników i nie usłyszeniu sprzeciwu z Waszej strony (cwana ja), dorzucę, że "Wilk z Wall Street" w objazdowym kinie orange i pizza własnoręcznie robiona to idealny sposób na spędzenie tego dnia, na dodatek w doborowym towarzystwie. :)


I piosenka o mnie, która towarzyszy mi od zawsze:



niedziela, 2 lutego 2014

A co na to "panie do towarzystwa"? - czyli rzucamy obelgami, bo możemy!

"Panie, które ciężko pracują,
są też bardzo uczynne"

W taki sposób wypowiedział się mój przyjaciel na temat prostytutek. Pozdrawiam Wózika. 

Na początek definicja prostytutki w Nonsensopedii:

Prostytutka (dz*wka, pi*da, ku*wa, mewka, suka, tirówka, kurtyzana, ssak leśny stojący przy wylotówce, kobieta lekkich obyczajów, lachociąg, córa hiobowa, panna o słabym sumieniu, pani gościnna w kroczu, zaklinaczka deszczu, lambadziara, jagodzianka, bułgarska grzybiarka, córa Koryntu, strażniczka lasu, zdzira, dziewka portowa, ciocia Stasia, panna co dużo wypije, wywłoka, lafirynda, kobieta gotowa na wszystko, szmata, pani spod czerwonej latarni, lodołamacz, dama negocjowalnego afektu, nowo poznana przelotna kuzynka, lodziarka, obsługa tira, lampucera, łachudra, jawnogrzesznica, biuro obsługi klienta, motyka (na Górnym Śląsku), przyssawka, odkurzacz na spermę) – najstarszy zawód świata, z którym wiąże się przysłowie „żadna praca nie hańbi” oraz „żyj i daj *rzyć innym”.
*rzyć - (tu) dupa
Nonsensopedia 

      A teraz wracając do powagi sytuacji. To trochę przykre, że kobiety oddają swoją godność za pieniądze. Prywatność i intymność to są jedne z przywilejów człowieka, pośród innych nienaruszalnych. Tymczasem takowa kobieta odrzuca przysługujące jej prawo i bierze za to pieniążki. Jeżeli poznając ludzi "odkrywamy" nawzajem swoje charaktery (czyli kiedyś poznamy je prawie/całkowicie), to może warto mieć jakąś nieodkrytą cząstkę siebie, chociażby cieleśnie? Ewentualnie odkryć ją dla kogoś wyjątkowego w swoim czasie. Dochodzę do wniosku, że takie kobiety nie mają nic do zaoferowania sobą, ponieważ są już zupełnie "odkryte". Nie ma w nich nic fascynującego, pociągającego. Można tu jedynie wspomnieć o poziomie inteligencji, ponieważ (tak szczerze) nie ma on powiązania z podejściem do szacunku do siebie. Co prawda, takie kobiety muszą mieć bardzo wysokie mniemanie o sobie, albo być w dołku finansowym. Autopercepcja nie zawodzi. Mam śmiałość tak twierdzić, ponieważ skoro te kobiety chcą pokazywać w pełni swoje ciało, to są świadome jego piękna bądź żyją w takiej świadomości. Popadają na tyle w zachwyt nad własnym ciałem, że chcą je pokazywać. Czy nie jest to z deka puste? Narcystyczne? Wracając jeszcze do stwierdzenia: "żadna praca nie hańbi" - w tym przypadku jest to błędne przekonanie. Prostytucja jest nielegalna. Nie jest pracą, tylko niezgodnym z prawem sposobem na utrzymanie. Do tych nonsensopedycznych określeń dodałabym jeszcze: las deszczowy dla bakterii. Patrząc na to, ilu klientów przewinie się przez usługi takiej pani można z ręką na sercu przyznać jej to określenie. To nie jest tak, że gdy prostytutka się umyje to nagle staje się jałową tundrą tylko gąszczem traw pełnym ukrytych niebezpieczeństw. ALE SIĘ WKRĘCIŁAM W TE PORÓWNANIA xD. Dobra, już, stop. Przechodząc do meritum sprawy - taka kobieta jest źródłem niekomfortowych chorób, często niewyleczalnych. Korzystając z jednorazowych usług możemy dożywotnie otrzymać "nieproszonego gościa". Nota bene, to nie jest dla Was ohydne? Przy stosunku dochodzi do wymiany ogromu bakterii. To tak, jakbyśmy coś po kimś pili/jedli. Teraz wyobraźmy sobie, że spożywamy jednego lizaka z 20-stoma osobami. Niezbyt apetyczne, prawda? 

      Tyle pięknych, młodych kobiet niszczy sobie życie uciekając w kierunku prostytucji. Ostatecznie - jeżeli kobieta nie ma szacunku do siebie, to dlaczego my mamy mieć ten szacunek do niej? Tępmy takie postępowanie. 

      A jeszcze, skoro już jesteśmy w tych tematach. Panie na rurach w clubach "go-go" również zaliczają się do prostytutek, ponieważ sprzedają swoje ciało. Jest to mniejsze zło gdyż jest ono jedynie oglądane a nie "wykorzystywane". 
Wspominając jeszcze o nimfomankach, właściwie to nie mam nic do nich. Uzależnienie to uzależnienie. To, że odstaje od normy społecznej to żadna nowość. Jest to jedynie defekt, który powinno się zwalczyć.  

Co na to mężczyźni?
      Wielu uważa, że kobiety, które lubią robić to co robią, to zmierzają ku idealnemu rozwiązaniu. Nie mam zamiaru konkurować ze zdaniem mężczyzn. Muszę je jedynie tolerować.

A jaką Wy macie opinię na ten temat? 



środa, 29 stycznia 2014

Przepis na osobistego anioła.

      Podobno każdy ma swojego anioła. Nie mówię tutaj o takim zesłanym przez Boga (o ile w ogóle istnieje). Mówię tutaj o człowieku, który nam pomaga, nie dlatego, że został o to poproszony bądź do tego zmuszony.  Pomaga, bo chce. Fajna sprawa, co nie? Teraz pewnie się zastanawiasz czy Ty również posiadasz takiego anioła. Posiadasz, na pewno. Anioły często działają w tajemnicy przed Tobą, bo nie chcą zwracać na siebie uwagi. Bardzo skromne osóbki. Są też te, o których istnieniu wiesz - najczęściej rodzice, ale wszystkie mają taki sam cel -  pomóc Ci, w czymś ulżyć, doradzić. Oczywiście gdyby był to blog prowadzony przez gimnazjalistkę z niedorozwojem umysłowym znaleźlibyście tu cytat: "przyjaciele są jak ciche anioły - podnoszą nas, kiedy nasze skrzydła zapomniały jak latać", taa... Z góry przepraszam za ewentualny błąd w cytacie, napisałam go z głowy, jeżeli moja pamięć nie zawodzi po przeczytaniu tylu opisów pod zdjęciami koleżanek na "fejsbusiu". Ale tak, przyjaciele też często są takimi aniołami. W takim razie, czy my jesteśmy takimi osobistymi aniołami? Pamiętajmy, że to działa w dwie strony. Może warto zostać? Obudzić się na dobro innych i zacząć ich naśladować? 

      A wracając do fotografii. Patrząc na ten rok oraz kilka wstecz widzimy, że coraz więcej osób decyduje się na lustrzanki. Dobrze! Tylko boli mnie jedno - podpisywanie zdjęć znakiem wodnym np. Anna Kowalska photography. Błagam, zróbcie się bardziej popularni, wtedy możecie podpisywać. Po pierwszej "sesji" nie ma to jakiegokolwiek sensu. 





niedziela, 12 stycznia 2014

"Takie życie".

Hej! Hej! Hej! 
2 000 wyświetleń! 
Oszaleliście! 

       Miło mi, że ktoś to czyta. Ogółem, ten blog powstał po to, abym nie musiała ciągle przeznaczać zeszytów na pamiętniki. Kartki by się za szybko kończyły. Piszę to również po to, aby pobudzić się do myślenia. No cóż. W tych czasach ludzie często nie mają zdania na różne tematy. Ja tak nie lubię, dlatego też piszę, zmuszam się do wyrażania opinii, przy czym sama się utwierdzam w swoich przekonaniach. Nie ukrywam, że pomaga mi to również w przygotowaniu do matury lub w poprawieniu moich zdolności pisania (nawet rozprawki nie sprawiają mi trudności, bo każdy mój wpis jest taką króciutką formą pisemną). Może trochę egoistycznie dodam, że rzadko rozmawiam z osobami na "inteligentne" tematy. W sensie - wymienianie się opiniami. Niestety, rozmowy najczęściej dotyczą wydarzeń z ostatniego czasu, bądź plotek na temat innych ludzi. Może to dobrze, w ten sposób odreagowujemy po stresującym dniu w szkole. Pisząc tego bloga rozmawiam sama ze sobą. Brzmi jakbym była jakaś odosobniona, ale mniejsza o to. Nie o to chodzi. Po prostu rzadko komu chce się podejmować istotne tematy rozmów.

      Dzisiaj poruszę temat śmierci. Temat tabu. Temat, którego sporo osób nie chce poruszać. Mówią, że nie ma sensu myśleć o śmierci, bo do tego jeszcze daleko. Mylą się. To może się zdarzyć w każdej najmniej oczekiwanej chwili. W wypadku samochodowym, przez nieuwagę, podczas snu. W każdej chwili, w każdym miejscu, na milion sposobów. Powinniśmy być do tego przygotowani. Nie mówię o tym, aby kupować trumnę. To by było już chore. Chodzi o to, żeby pojąć fakt, że jest to najbardziej zaskakująca sytuacja w całym naszym życiu. Pomyślałam od razu o kontrargumencie do tego, co przed chwilką napisałam - niektórzy leżący w szpitalu mogą się spodziewać, że niedługo umrą. Tak, ale pamiętajmy o śmierci bliskich. To właśnie to może nas zaskoczyć.
Uwierzcie, że może.


      Od czego zależy nasz sposób myślenia o śmierci? Ano od religii. Jedni uważają, że istnieje Niebo oraz Piekło, inni wierzą w reinkarnację, kolejni - w spotkanie dwóch aniołów, którzy zadecydują o dalszym losie.
Jak widać ile religii, tyle pomysłów. A co na to ateiści? Powiedzmy, że oni wyrośli z bajek. Twierdzą, że wraz z końcem życia kończy się wszytko. Po prostu znikamy. Z tego wynika, że ateiści są sceptykami. Ja akurat wierzę w niewytłumaczalną energię. Nie mam możliwości w nią nie wierzyć. Jak dobrze, że kostucha jest sprawiedliwa i prędzej czy później przyjdzie po każdego. 

      Patrząc na to, że w Polsce większość ludzi jest chrześcijanami, to "przyczepię" się właśnie ich. Wśród kręgów wyznawców tej religii panuje strach przed śmiercią, dlatego wspominałam, że jest to temat tabu. Nie rozmawiacie o tym. Omijacie ten temat szerokim łukiem. Dlaczego? Przecież żałujecie za grzechy, jesteście bogobojni, chodzicie do kościoła, żyjecie według dekalogu. Jesteście "książkowymi" chrześcijanami. Myśląc logicznie - macie gwarancję trafienia do tego Waszego Nieba. W takim razie, dlaczego dalej obawiacie się rozmowy o śmierci? 

Jej... 2 000 wyświetleń. Szok. 
Jeżeli chcecie ze mną popisać na jakiś ciekawy temat, a być może wyrazić swoją opinię lub odpowiedzieć na pytania, które zamieściłam powyżej, to zapraszam na facebook'a. Nie bójcie się, nie gryzę. :) 

Miłego dnia.