sobota, 22 marca 2014

Odliczamy!

      Wraz z nadejściem wiosny przychodzi więcej energii do życia. Przynajmniej powinno tak być. U mnie tego jeszcze nie widać. Najpierw muszę się porządnie wyspać.

      Słoneczne dni bez wątpienia sprawiają, że mamy więcej ochoty do wykonywania codziennych czynności. Mówię nawet o chodzeniu do szkoły. Ktoś już zaczął myśleć o wakacjach?


       Obserwując codziennie autobus wypełniony zmęczeniem, stwierdzam, że każdemu się one przydadzą.  

      Nie wiem czy Wy też tak macie, że nie możecie się na niczym skupić, ciągle czegoś Wam brakuje, ale nie wiecie czego. Jest to coś w rodzaju wegetowania. Obowiązki, obowiązki, obowiązki. Przyjemności jedynie podczas weekendu i to też niewiele, bo weekend jest po to, żeby nadrobić zaległości. Ja po prostu nie myślę w szkole oraz na zajęciach dodatkowych. Odnoszę wrażenie, że coraz bardziej się odmóżdżam. Może dlatego tak mi się wydaje, bo zamiast rozmowy z innymi na temat stosunków w przeróżnych sprawach - robię coś związanego ze szkołą. Hm, pewnie to nie to. Może po prostu trzeba się wyspać. Mogłabym dosłownie się położyć w każdej chwili i zasnąć. xD 

      Fajnie jest tak beztrosko spać do 13:00, nie zapalać światła o 21:00, wąchać powietrze wypełnione ozonem po burzy, móc napawać się zapachem drzew iglastych, jagód, poziomek, morskiej bryzy, czuć podmuchy ciepłego wiatru, wychodzić na dwór z mokrymi włosami, przebywać nad jeziorem. To właśnie za to kochamy lato. Można by było wymieniać tak w nieskończoność.


      Niestety, do wakacji jeszcze jeszcze parę miesięcy. Tymczasem pozdrawiam alergików. 


Kolejna notka o niczym. Polecam się na przyszłość. 
W./V. - jak kto woli.

sobota, 8 marca 2014

Pejoratywna odmienność.

      Odwieczna kłótnia o znaczenie słowa: "pedał" i spór o różnicę między owym "pedałem" i "gejem". Zdanie na temat homoseksualizmu jest podzielone. To już zależy od tolerancji. Jednakże w naszym środowisku jest to odchył, czyli coś nienaturalnego. Jako, że jest to MÓJ blog i to właśnie JA jestem jego właścicielem, to wyrażę SWOJE zdanie na ten temat z którym NIKT nie musi się zgadzać. Uważam, że nie powinno traktować się takich ludzi inaczej. Oni też mają dwie nogi, posiadają umiejętność mówienia i uczucia. Patrząc na to, iż żyjemy w takich czasach w jakich żyjemy - nikt nie może wpływać na czyjeś życie. Jesteśmy samodzielni. To my decydujemy o przebiegu naszego życia. Ha, chwyćmy przyszłość za wodze. Hm, trochę jak w miłości, czyli nie słuchamy serca, ale nim sterujemy, bo serce jest głupie. Często źle wybiera, z czym umysł ma problemy w przyszłości. Piękna dygresja. Wracając do tematu. Homoseksualiści nie powinni pokazywać publicznie swojej "odmienności", ponieważ to logiczne, że zostaną skrytykowani przez tych nietolerancyjnych. Natomiast nie powinni czuć się gorsi. Wiele osób ma im to za złe, że są jacy są, ale tak już jest - zawsze coś komuś nie pasuje. No ale co jest śmieszne - kiedy mężczyźni patrzą na lesbijki w większości uważają, że są pociągające. Na kobiety to tak nie działa.

      Pomimo tego, że pociągają mnie mężczyźni, szczerze przyznam, że mam to w dupie czy jakaś Aśka, Kaśka czy Baśka jest "homosiem". Nie obchodzi mnie to.

Nie wiem co się dzieje.
Chyba znowu spadłam na dno. Ciekawe kiedy się odbiję.

~

"Mój świat się bardzo skurczył. Skurczył się do takich rozmiarów, że mogłem się spokojnie zamknąć w sobie" - Mariusz Maślanka w lekturze o obiecującym tytule: "jutro będzie lepiej".

wtorek, 18 lutego 2014

Spóźnione walentynki, czyli spróbuj tylko zapomnieć o drugiej połówce.

      Przepraszam, że nie pisałam. Wyświetlenia się nabijały a tu cisza. Już, wróciłam. No jakże nie napisałabym o walentynkach! Czyli mogę zacząć już hejtować?

      "O, walentynki. Jaka ściema. Chwyty marketingowe na serduszka na patykach. Nie ma miłości. Nie ma walentynek. O. Bezsens. Udają zakochanych. Łeh. Liżą się po kątach. Wszystko dla swagu. Dlaczego on z nią jest?! Pewnie się przespali! Idą razem gdzieś? Ona go przypadkiem nie zdradza?"

i jeszcze:

"Dlaczego oni idą do niej? Są razem?"

Dobra, już, starczy.

      Więc, Walentynki. Jak już przystało święto święcić - 14 luty jest datą znaną każdemu, zaraz po Wigilii, naszym narodzeniu i początku roku szkolnego. Norma. Chwila. Czy to jest święto? Patrząc na cel "czczenia" tego dnia (św. Walenty bla bla bla) to tak, ale czy wszystkie czynności, które wykonujemy podczas tego dnia są rzeczywiście potrzebne? Myślę, że dzisiejsze Walentynki to już bardziej tradycja. Jest to dzień podczas którego nie ma "zmiłuj się" i Twoja dziewczyna każe Ci spędzić ze sobą czas, a Twój chłopak prosi czy może wyjść na piwo z kolegami, ewentualnie romantycy odwalą coś romantycznego. I w sumie przez całe życie wkurzało mnie to święto, do czasu aż wpadłam na pomysł, że nie trzeba go wcale spędzać ze swoim chłopakiem. Przecież równie dobrze ten dzień może być mile spędzony w towarzystwie przyjaciółki/przyjaciela.


      Jeżeli powiem Wam, że uważam iż ten dzień jest najbzdurniejszym "świętem" w roku to chyba Was nie zdziwię. A JEŻELI JUŻ, TO WYJAŚNIĘ DLACZEGO! Otóż, jak to jest, że teoretycznie mamy drugą połówkę przez x czasu, a praktycznie jest ona rzeczywiście drugą połówką jedynie podczas tego jednego dnia. Skoro już tak się kochamy, to dlaczego nie pokazujemy tego codziennie? To jest trochę smutne. No ale co, ludzi nie zmienię. Podobno są ludzie i parapety. Ewentualnie taborety. Krążą różne wersje. Wróćmy do meritum.

      Walentynki jest to kiczowate "święto" podczas którego możemy zaimponować swojej drugiej połówce jeżeli jest ona pustą osobą. Nie mówię tu o kwiatkach. Zaznaczę, to bardzo miłe kiedy chłopak daje swojej dziewczynie różę w Walentynki. Bardzo miłe! To tak samo jak ze świętem kobiet. Fajny gest. Raczej mam na myśli osoby, które myślą, że kwiatkiem naprawią błąd lub wyrwą "dupę". Denerwuje mnie ten przesyt miłości w społeczeństwie. Budzisz się i od razu wiesz, że są walentynki. Telewizja, internet, szkoła. Możesz się jeszcze bardziej pogrążyć tym, że jesteś singlem i że z logicznego punktu widzenia nie jest to możliwe aby jakakolwiek żyjąca istota ziemska żywiła do Ciebie choćby namiastkę pozytywnych uczuć.


Tuż po obrażeniu Was, moich czytelników i nie usłyszeniu sprzeciwu z Waszej strony (cwana ja), dorzucę, że "Wilk z Wall Street" w objazdowym kinie orange i pizza własnoręcznie robiona to idealny sposób na spędzenie tego dnia, na dodatek w doborowym towarzystwie. :)


I piosenka o mnie, która towarzyszy mi od zawsze:



niedziela, 2 lutego 2014

A co na to "panie do towarzystwa"? - czyli rzucamy obelgami, bo możemy!

"Panie, które ciężko pracują,
są też bardzo uczynne"

W taki sposób wypowiedział się mój przyjaciel na temat prostytutek. Pozdrawiam Wózika. 

Na początek definicja prostytutki w Nonsensopedii:

Prostytutka (dz*wka, pi*da, ku*wa, mewka, suka, tirówka, kurtyzana, ssak leśny stojący przy wylotówce, kobieta lekkich obyczajów, lachociąg, córa hiobowa, panna o słabym sumieniu, pani gościnna w kroczu, zaklinaczka deszczu, lambadziara, jagodzianka, bułgarska grzybiarka, córa Koryntu, strażniczka lasu, zdzira, dziewka portowa, ciocia Stasia, panna co dużo wypije, wywłoka, lafirynda, kobieta gotowa na wszystko, szmata, pani spod czerwonej latarni, lodołamacz, dama negocjowalnego afektu, nowo poznana przelotna kuzynka, lodziarka, obsługa tira, lampucera, łachudra, jawnogrzesznica, biuro obsługi klienta, motyka (na Górnym Śląsku), przyssawka, odkurzacz na spermę) – najstarszy zawód świata, z którym wiąże się przysłowie „żadna praca nie hańbi” oraz „żyj i daj *rzyć innym”.
*rzyć - (tu) dupa
Nonsensopedia 

      A teraz wracając do powagi sytuacji. To trochę przykre, że kobiety oddają swoją godność za pieniądze. Prywatność i intymność to są jedne z przywilejów człowieka, pośród innych nienaruszalnych. Tymczasem takowa kobieta odrzuca przysługujące jej prawo i bierze za to pieniążki. Jeżeli poznając ludzi "odkrywamy" nawzajem swoje charaktery (czyli kiedyś poznamy je prawie/całkowicie), to może warto mieć jakąś nieodkrytą cząstkę siebie, chociażby cieleśnie? Ewentualnie odkryć ją dla kogoś wyjątkowego w swoim czasie. Dochodzę do wniosku, że takie kobiety nie mają nic do zaoferowania sobą, ponieważ są już zupełnie "odkryte". Nie ma w nich nic fascynującego, pociągającego. Można tu jedynie wspomnieć o poziomie inteligencji, ponieważ (tak szczerze) nie ma on powiązania z podejściem do szacunku do siebie. Co prawda, takie kobiety muszą mieć bardzo wysokie mniemanie o sobie, albo być w dołku finansowym. Autopercepcja nie zawodzi. Mam śmiałość tak twierdzić, ponieważ skoro te kobiety chcą pokazywać w pełni swoje ciało, to są świadome jego piękna bądź żyją w takiej świadomości. Popadają na tyle w zachwyt nad własnym ciałem, że chcą je pokazywać. Czy nie jest to z deka puste? Narcystyczne? Wracając jeszcze do stwierdzenia: "żadna praca nie hańbi" - w tym przypadku jest to błędne przekonanie. Prostytucja jest nielegalna. Nie jest pracą, tylko niezgodnym z prawem sposobem na utrzymanie. Do tych nonsensopedycznych określeń dodałabym jeszcze: las deszczowy dla bakterii. Patrząc na to, ilu klientów przewinie się przez usługi takiej pani można z ręką na sercu przyznać jej to określenie. To nie jest tak, że gdy prostytutka się umyje to nagle staje się jałową tundrą tylko gąszczem traw pełnym ukrytych niebezpieczeństw. ALE SIĘ WKRĘCIŁAM W TE PORÓWNANIA xD. Dobra, już, stop. Przechodząc do meritum sprawy - taka kobieta jest źródłem niekomfortowych chorób, często niewyleczalnych. Korzystając z jednorazowych usług możemy dożywotnie otrzymać "nieproszonego gościa". Nota bene, to nie jest dla Was ohydne? Przy stosunku dochodzi do wymiany ogromu bakterii. To tak, jakbyśmy coś po kimś pili/jedli. Teraz wyobraźmy sobie, że spożywamy jednego lizaka z 20-stoma osobami. Niezbyt apetyczne, prawda? 

      Tyle pięknych, młodych kobiet niszczy sobie życie uciekając w kierunku prostytucji. Ostatecznie - jeżeli kobieta nie ma szacunku do siebie, to dlaczego my mamy mieć ten szacunek do niej? Tępmy takie postępowanie. 

      A jeszcze, skoro już jesteśmy w tych tematach. Panie na rurach w clubach "go-go" również zaliczają się do prostytutek, ponieważ sprzedają swoje ciało. Jest to mniejsze zło gdyż jest ono jedynie oglądane a nie "wykorzystywane". 
Wspominając jeszcze o nimfomankach, właściwie to nie mam nic do nich. Uzależnienie to uzależnienie. To, że odstaje od normy społecznej to żadna nowość. Jest to jedynie defekt, który powinno się zwalczyć.  

Co na to mężczyźni?
      Wielu uważa, że kobiety, które lubią robić to co robią, to zmierzają ku idealnemu rozwiązaniu. Nie mam zamiaru konkurować ze zdaniem mężczyzn. Muszę je jedynie tolerować.

A jaką Wy macie opinię na ten temat? 



środa, 29 stycznia 2014

Przepis na osobistego anioła.

      Podobno każdy ma swojego anioła. Nie mówię tutaj o takim zesłanym przez Boga (o ile w ogóle istnieje). Mówię tutaj o człowieku, który nam pomaga, nie dlatego, że został o to poproszony bądź do tego zmuszony.  Pomaga, bo chce. Fajna sprawa, co nie? Teraz pewnie się zastanawiasz czy Ty również posiadasz takiego anioła. Posiadasz, na pewno. Anioły często działają w tajemnicy przed Tobą, bo nie chcą zwracać na siebie uwagi. Bardzo skromne osóbki. Są też te, o których istnieniu wiesz - najczęściej rodzice, ale wszystkie mają taki sam cel -  pomóc Ci, w czymś ulżyć, doradzić. Oczywiście gdyby był to blog prowadzony przez gimnazjalistkę z niedorozwojem umysłowym znaleźlibyście tu cytat: "przyjaciele są jak ciche anioły - podnoszą nas, kiedy nasze skrzydła zapomniały jak latać", taa... Z góry przepraszam za ewentualny błąd w cytacie, napisałam go z głowy, jeżeli moja pamięć nie zawodzi po przeczytaniu tylu opisów pod zdjęciami koleżanek na "fejsbusiu". Ale tak, przyjaciele też często są takimi aniołami. W takim razie, czy my jesteśmy takimi osobistymi aniołami? Pamiętajmy, że to działa w dwie strony. Może warto zostać? Obudzić się na dobro innych i zacząć ich naśladować? 

      A wracając do fotografii. Patrząc na ten rok oraz kilka wstecz widzimy, że coraz więcej osób decyduje się na lustrzanki. Dobrze! Tylko boli mnie jedno - podpisywanie zdjęć znakiem wodnym np. Anna Kowalska photography. Błagam, zróbcie się bardziej popularni, wtedy możecie podpisywać. Po pierwszej "sesji" nie ma to jakiegokolwiek sensu. 





niedziela, 12 stycznia 2014

"Takie życie".

Hej! Hej! Hej! 
2 000 wyświetleń! 
Oszaleliście! 

       Miło mi, że ktoś to czyta. Ogółem, ten blog powstał po to, abym nie musiała ciągle przeznaczać zeszytów na pamiętniki. Kartki by się za szybko kończyły. Piszę to również po to, aby pobudzić się do myślenia. No cóż. W tych czasach ludzie często nie mają zdania na różne tematy. Ja tak nie lubię, dlatego też piszę, zmuszam się do wyrażania opinii, przy czym sama się utwierdzam w swoich przekonaniach. Nie ukrywam, że pomaga mi to również w przygotowaniu do matury lub w poprawieniu moich zdolności pisania (nawet rozprawki nie sprawiają mi trudności, bo każdy mój wpis jest taką króciutką formą pisemną). Może trochę egoistycznie dodam, że rzadko rozmawiam z osobami na "inteligentne" tematy. W sensie - wymienianie się opiniami. Niestety, rozmowy najczęściej dotyczą wydarzeń z ostatniego czasu, bądź plotek na temat innych ludzi. Może to dobrze, w ten sposób odreagowujemy po stresującym dniu w szkole. Pisząc tego bloga rozmawiam sama ze sobą. Brzmi jakbym była jakaś odosobniona, ale mniejsza o to. Nie o to chodzi. Po prostu rzadko komu chce się podejmować istotne tematy rozmów.

      Dzisiaj poruszę temat śmierci. Temat tabu. Temat, którego sporo osób nie chce poruszać. Mówią, że nie ma sensu myśleć o śmierci, bo do tego jeszcze daleko. Mylą się. To może się zdarzyć w każdej najmniej oczekiwanej chwili. W wypadku samochodowym, przez nieuwagę, podczas snu. W każdej chwili, w każdym miejscu, na milion sposobów. Powinniśmy być do tego przygotowani. Nie mówię o tym, aby kupować trumnę. To by było już chore. Chodzi o to, żeby pojąć fakt, że jest to najbardziej zaskakująca sytuacja w całym naszym życiu. Pomyślałam od razu o kontrargumencie do tego, co przed chwilką napisałam - niektórzy leżący w szpitalu mogą się spodziewać, że niedługo umrą. Tak, ale pamiętajmy o śmierci bliskich. To właśnie to może nas zaskoczyć.
Uwierzcie, że może.


      Od czego zależy nasz sposób myślenia o śmierci? Ano od religii. Jedni uważają, że istnieje Niebo oraz Piekło, inni wierzą w reinkarnację, kolejni - w spotkanie dwóch aniołów, którzy zadecydują o dalszym losie.
Jak widać ile religii, tyle pomysłów. A co na to ateiści? Powiedzmy, że oni wyrośli z bajek. Twierdzą, że wraz z końcem życia kończy się wszytko. Po prostu znikamy. Z tego wynika, że ateiści są sceptykami. Ja akurat wierzę w niewytłumaczalną energię. Nie mam możliwości w nią nie wierzyć. Jak dobrze, że kostucha jest sprawiedliwa i prędzej czy później przyjdzie po każdego. 

      Patrząc na to, że w Polsce większość ludzi jest chrześcijanami, to "przyczepię" się właśnie ich. Wśród kręgów wyznawców tej religii panuje strach przed śmiercią, dlatego wspominałam, że jest to temat tabu. Nie rozmawiacie o tym. Omijacie ten temat szerokim łukiem. Dlaczego? Przecież żałujecie za grzechy, jesteście bogobojni, chodzicie do kościoła, żyjecie według dekalogu. Jesteście "książkowymi" chrześcijanami. Myśląc logicznie - macie gwarancję trafienia do tego Waszego Nieba. W takim razie, dlaczego dalej obawiacie się rozmowy o śmierci? 

Jej... 2 000 wyświetleń. Szok. 
Jeżeli chcecie ze mną popisać na jakiś ciekawy temat, a być może wyrazić swoją opinię lub odpowiedzieć na pytania, które zamieściłam powyżej, to zapraszam na facebook'a. Nie bójcie się, nie gryzę. :) 

Miłego dnia.


piątek, 3 stycznia 2014

Brudasy, łyse łby, kolorowe łby i żyletki.

      Na co dzień mamy do czynienia z ludźmi. Przechodząc korytarzem szkolnym, alejką w parku, będąc w sklepie, gdziekolwiek - zauważamy, że sporo osób spędzających ze sobą czas mają podobne upodobania. Mówię tu o guście. Niestety a może i stety, w XXI wieku często to gust muzyczny jest wyznacznikiem naszego ubioru. Jaką to siłę musi mieć muzyka aby władać naszym wyglądem... Jeżeli widzimy chłopaka w bluzie, nisko zwieszonych spodniach, fullcap'ie lub snap back'u, to twierdzimy, że owy osobnik słucha rapu. Automatycznie rozpoznajemy, że preferuje on styl hip hop'owy. Widzimy długowłosego chłopaka, w ciemnych ubraniach, noszącego glany - no metal! - pomyślimy. Najczęściej nasze domysły są trafne. Rzeczywiście, młodzi ludzie reprezentują swoim wyglądem upodobania muzyczne.

Zastanówmy się jeszcze ile to subkultur i kontrkultur powstało, niekoniecznie ze względów muzycznych, ale również politycznych, materialnych, wychowawczych, religijnych, ideologicznych i przez media.

Skinheads’69
Skinheads Oi
Red Skins
Nazi Skins
Skini Narodowcy
S.H.A.R.P.
Black metalowcy
Death metalowcy
Doom metalowcy
Glam metalowcy
Gothic metalowcy
Groove metalowcy
Power metalowcy
Speed metalowcy
Stoner metalowcy
Thrash metalowcy
Rastamani
Anarchopunki
Straight edge
Street punkowcy
Hip-hopowcy
Skaterzy
Sataniści
Hipisi
Kilerzy
Neofaszyści
Gity
Streetboysi
Rockersi
Szpanerzy
Anarchiści
Graficiarze
Grunge
Jumacy
Cyberpunki
Gracze komputerowi
Clubbing'owcy
Underground'owcy
Cybermaniacy
Emo

      To mówi internet. I tak wiem, że tego nie przeczytaliście. Chodziło mi raczej o ilość zajętych wierszy tekstu. Nota bene, ilu nas jest. Oczywiście to nie są wszystkie odłamy tych subkultur. Tak więc, kim jesteś?
Można się troszkę pogubić w tej ilości, co?

      Ogólnie, subkulturą nazywamy pewien rodzaj odchyłu od "normalności". Dlatego możliwe, że nie odnalazłeś/aś się na tej liście. Ja uważam, że subkultura nie jest żadnym odchyłem. Jest to inny sposób bycia.

      Wracając do meritum sprawy: wiele osób "trzyma się" z osobami o podobnych zamiłowaniach muzycznych. Czy to znaczy, że gdybym była metalowcem nie mogłabym spędzać czasu z moją przyjaciółką, która jest przykładowo hipisem? Ależ oczywiście, że bym mogła. Nawet jeżeli zmieniam swój gust muzyczny, przy czym sposób ubierania związany ze zmianą ideologii, to nie oznacza, że muszę zmienić również przyjaciół. Jeżeli "zmieniamy" subkulturę, to jest to nieduży przeskok myślowy (jeżeli już taki jest, bo może być również zmiana ze względów estetycznych). Przecież nie można tak drastycznie zmienić nastawienia do świata.

      Pomimo tego, że tak bardzo się różnimy, to wszyscy mamy podobne cele. Pragniemy być szczęśliwi, dogadzać sobie, ułożyć przyszłość. Nie ma osoby, która by tego nie chciała, a za to, że jesteśmy różni od siebie powinniśmy podziękować losowi, bo gwarantuję Wam, że nie chcielibyście żeby było inaczej.

      A propos. Dobrze wiemy, że niektóre subkultury są przyjazne i łatwiej z nimi nawiązać kontakt. Są też te groźniejsze. Z własnego doświadczenia, do tej pierwszej grupy mogę zaliczyć metalowców, natomiast do drugiej - skinheadów.  Jedni nie lubią się z drugimi, ale to również zależy od odłamu. Przechodzę powoli do tematu tolerancji wśród rówieśników. Skoro przystąpienie do subkultury, to wyrażenie indywidualizmu, to dlaczego mamy hejtować czyjś styl? Każdy ma prawo być takim jakim chce być.


środa, 1 stycznia 2014

"Kacyk męczy?" - uwaga, duże stężenie ironii.

2014. PRZEŻYLIŚMY KONIEC ŚWIATA.

Sezon na kreślenie dat w zeszycie uważam za otwarty!

Co przyniesie nam ten rok?

Sukcesy w szkole? W miłości? Spełnienie marzeń? A może tylko się rozczarujemy?

      Większość moich znajomych pisząc życzenia na facebooku (pozdrawiam osoby celowo nietrafiające w odpowiednie klawisze) używają zwrotu: "aby ten rok był lepszy od ubiegłego". Tak Wam było źle w tym roku? Nie wiem. Nie zdacie? Rodzice umarli? Dom spłonął? Zatopiło piwnicę? Skradziono samochód? Nie? To dlaczego było Wam tak źle? Mama nie pozwoliła iść na imprezę? Nie dostaliście wyczekiwanego prezentu na święta? Sympatia porzuciła? Nie wiem jakie macie problemy, ale na pewno słusznie robicie zapijając swoje smutki w alkoholu. Jesteście tacy dorośli. No, no... Na pewno nie wyobrażacie sobie świętowania nadejścia nowego roku bez wódki, whisky (to podebrane z kredensu się nie liczy). Coś mi się wydaje, że te parę procent w piwie, to za mało na "odpowiednie świętowanie". Przecież bez alkoholu nie można się dobrze bawić.


TUTORIAL: JAK WYJŚĆ NA IMPREZOWICZA

1) Pamiętaj, złóż wszystkim życzenia na "fejsie" podstępnie przekazując informację na temat Twoich planów sylwestrowych. Dorzuć coś o piciu i pożal się swoim losem wspominając o beznadziejności poprzedniego roku. Dla odważnych: dodaj zdjęcie trunku, który będzie spożyty na owym spotkaniu. Uwaga! Zablokuj widoczność zdjęcia dla rodziny i koleżanek z pracy Twojej mamy.

2) Jeżeli nie umiesz blokować widoczności to:
a) wpisz w google, prawdopodobnie ktoś użyczył swojej wiedzy i wypowiedział się na forum www.zapytaj.pl;
b) udostępnij obrazek przedstawiający picollo i napisz pod spodem: "nieważne co, ważne aby sponiewierało", w ten sposób dając ukryte informacje rówieśnikom o obecności alkoholu na imprezie.
3) Weź do szkoły koniecznie 1,5-litrową butelkę z wodą nawet jeżeli nie masz kaca.
4) Podziel się ze znajomymi informacją na temat libacji alkoholowej w której brałeś/aś udział. Nie bój się wspomnieć o drzemce na ławce w parku. Wyjdziesz na bohatera. Możesz poinformować znajomych o czymś takim jak "kociołek Panoramixa" bądź "1-2-3". Opisz jak tworzy się dane trunki. Nie wspominaj, że nigdy tego nie próbowałeś/aś.
5) Możesz dodać zdjęcie z imprezy, ale nie jest to konieczne. Wystarczy Twoja skacowana twarz w czwartek, jeżeli w ogóle pójdziesz do szkoły.

      Ej. To nie jest tak, że ja gardzę jakimkolwiek spożywaniem alkoholu. Po prostu ja nie piję. Nie mam nic przeciwko jeżeli jakaś "paczka" spotka się i spędzą tę noc przy alkoholu. Chodzi mi o to, że chwalenie się publicznie tym, ile się wypiło nie jest zbyt dojrzałe. Masz te 16-18 lat? Okej. Kupcie coś. Wypijcie. Właściwie, jeszcze trochę i będziecie pełnoletni (nie łapcie za słówka, że 18 to już pełnoletność).

PEŁNOLETNI (przywilej), DOJRZALI (osiągnięcie) <- DO ZAPAMIĘTANIA


      Martwi mnie to, że osoby młodsze ode mnie piją więcej niż moi znajomi. Nie dość, że mają mniej w głowie, to jeszcze wybuchowe zachowania wywołane przez hormony połączone ze skutkami wywołanymi przez alkohol sprawiają, że więcej dzieci (gimnazjum, to chyba jeszcze dzieci, co nie?) robi to, czego potem żałują. Mam na myśli współżycie seksualne - dalej temat tabu.

Koniec tego.