piątek, 1 listopada 2013

1,5 metra pod stopami.

      1 listopada. Udawanie, że pamiętamy o zmarłych. Właściwie to dobrze, że chociaż przez ten jeden dzień przypominamy sobie o nich. 2 lata temu umarł mój dziadek. Nikt się nie spodziewał. Umarł tak, jak sobie wymarzył - podczas snu. Mama wychodząc ostatnia do pracy słyszała budzik, który miał go obudzić. Kiedy wróciłam ze szkoły zdziwiłam się, że dziadek nie zawołał mnie na obiad, ale poszłam do swojego pokoju. Kiedy rodzice wrócili, razem z mamą pojechałyśmy do sklepu. W drodze powrotnej mama zadzwoniła do taty żeby zszedł do dziadka i zobaczył co robi. Dojechałyśmy. Mama zamykała garaż, ja - bramę. Tata wyszedł z domu i powiedział, że trzeba zadzwonić na policję. Pomimo tego, że była to pierwsza śmierć tak bliskiej mi osoby od razu ułożyłam w głowie czarny scenariusz. "Może dziadek umarł". To straszne, ale właśnie taka myśl przeleciała mi przez głowę. Słowa wypowiedziane przez tatę pokryły się z moją myślą.

Nawet niebo wtedy poszarzało.

      Pokój był przesiąknięty dziwnym zapachem, zupełnie nowym.  Po 12 godzinach musieli łamać kości. Nadal mam ten budzik w pokoju. Przez całe życie dobrze zapamiętałam właściwie trzy dni: ten, w którym dziadek umarł; dzień jego pogrzebu oraz dowiedzenie się o przyszłym rodzeństwie.

      Opowiem co działo się zaraz po pogrzebie.
Kiedy dziadek zmarł a w naszym domu panowała żałoba, mama dowiedziała się (po dwóch tygodniach), że jest w ciąży. Kiedy dowiedzieliśmy się, że płód jest chłopcem od razu go nazwaliśmy. Tak automatycznie - Antek. Wszystkim podobało się to imię. Narodził się, pozostał Antkiem. Z upływem czasu, prawdopodobnie podczas sprzątania bądź szukania czegoś u babci, natknęłam się na książeczkę modlitw dziadka. Poniszczoną, podartą, książeczkę do św. Antoniego. Bardzo się zdziwiłam. Do świętego Antoniego. Dlaczego wybraliśmy akurat to imię? Antoś nosi również drugie imię - Stanisław, po dziadku.
Trochę to dziwne, prawda? Nie wspomnę już o snach, w których obcy mężczyzna puka do drzwi i powiadamia, że pan ś.p.Stanisław Z. ma się dobrze.

      Pamiętam pogrzeb. Ten dzień wyjątkowo dobrze zakorzenił się w mojej pamięci. Glina tak bardzo odkształcała się pod obcasami ciotek. Zapach siarki i pełno brokatu z wieńców na płaszczach. Pamiętam, że zapinałam tacie guzik prze kurtce. Pamiętam rozmowę w samochodzie o "trupim jadzie". Pamiętam również, kiedy dotykając dziadka ten ostatni raz, zahaczyłam palcem o różaniec zapleciony pomiędzy jego palcami. Nie płakałam. Na pewno wyglądałam, jakbym w ogóle nie była z nim zżyta. Nie prawda. Dziadek był jak mój drugi ojciec. W takim razie, dlaczego nie płakałam? Pewnie byłam za mała i nie rozumiałam. Właśnie nie. Zdawałam sobie sprawę z tego, co się dzieje. Po prostu nie płakałam. Oprócz chodzenia na cmentarz razem z rodziną, przechadzam się tam też sama. Nie mówię o tym nikomu, bo wiem, że przypisaliby mi miano dziwaczki. Nie mówię nic. Wychodzę.

      Nie przeszkadza mi to, że niektórzy są sceptykami. Nie każdy musi wierzyć w duchy i inne zjawiska paranormalne. Ja akurat w to wierzę i nie mam zamiaru z nikim debatować na temat "bycia i nie bycia", ale jeżeli usłyszycie jakieś dziwne odgłosy, kroki, skrzypienie drzwi, polecam poproszenie zmarłej osoby o spokój. Naprawdę pomaga.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz